Monday, April 22, 2019

10. Daddy's back

Proszę, przeczytaj notkę pod rozdziałem. 

   Dzień spotkania z ojcem zapowiadał się niezwykle przyjemnie. Upał nieco ustąpił, bo po raz pierwszy od wielu tygodni żar nie lał się nieznośnie z nieba. Zamiast tego, choć słońce świeciło, przyjemny wietrzyk okalał moją twarz, gdy wyszłam z domu i przechodziłam przez ulicę, by złapać taksówkę.



   Pogoda była jednak jedynym pozytywnym aspektem dzisiejszego dnia i jak się zapowiadało, kilku kolejnych także. Moje stosunki z bratem pozostawały napięte, co nie tylko działało niekorzystnie na moje samopoczucie, ale również utrudniało mi przemieszczanie sie po mieście. Malcolm miał sprawny samochód, prawo jazdy i chęci, by wozić mnie gdziekolwiek sobie wymarzyłam. Kłótnia z bratem oznaczała brak szofera i skazywała mnie na łapanie taksówek, do czego, jak do wielu innych rzeczy, nie byłam stworzona. Przestałam w siebie wierzyć, gdy kolejny oznakowany samochód zatrzymał się obok innego przechodnia, choć to ja usilnie machałam ręką. Wreszcie, po długich zmaganiach, jakiś dobroduszny kierowca zauważył mnie. Pospiesznie zajęłam miejsce na tylnej kanapie wozu i wyrecytowałam mężczyźnie adres.
   Teraz jedynie minuty dzieliły mnie od spotkania, którego tak cholernie się bałam. Regularne lekcje jogi i medytacja pozwalały mi utrzymać stres w ryzach i zachowywać spokój we właśnie takich sytuacjach, dlatego siedziałam spokojnie. Ale w duchu wrzałam.
   Nienawidziłam tego, jaka byłam uparta. Gdyby nie mój cholerny charakter, wszystko byłoby znacznie prostsze. A teraz nie dość, że traciłam Malcolma i musiałam spędzać czas z ojcem, to nie wiedziałam czym tak naprawdę jest moja relacja z Blaisem, co równiez nieustannie zaprzątało mi głowę.

   - Jesteśmy na miejscu -  odezwał się kierowca. Oderwałam wzrok od swoich paznokci i wyjrzałam przez szybę auta. Cholera, tak szybko? Naprawdę? Godziny szczytu, popularne miejsce w centrum miasta i zaledwie parę minut jazdy? Czas robił sobie ze mnie żarty.

   Niechętnie wysiadłam i pomaszerowałam w stronę ogromnego budynku. Przeszłam przez obrotowe drzwi hotelu i poinformowałam jednego z pracowników o moim spotkaniu. Wysoki mężczyzna, na oko ledwie kilka lat starszy ode mnie, poprowadził mnie do części restauracyjnej, gdzie odmówiłam pomocy kierowniczki sali i sama postanowiłam odnaleźć ojca. Oczywiście wyglądałam jak potłuczona, manewrując między stolikami i wypatrując znajomej twarzy. W końcu jakiś mężczyzna w średnim wieku pomachał do mnie z końca sali.
   Ojciec wyglądał bardzo elegancko w dopasowanym, alabastrowym sweterku z dekoltem w serek, który subtelnie podkreślał jego złocistą opaleniznę. Ciemne włosy, teraz szczodrze przypruszone siwizną, zaczesał do tyłu. Jego twarz, choć naznaczona zmarszczkami, nadal była bardzo przystojna.

   - Sonja, kochanie. Miło cię wreszcie zobaczyć - gdy podeszłam, wstał od stołu i zbliżył sie do mnie. Niechętnie oddałam uścisk, dwukrotnie klepiąc go po plecach, po czym odsunęłam się szybko, by powstrzymać potok czułości z jego strony.

   - Przepraszam, że musiałeś czekać - powiedziałam, choć tak naprawdę nie było mi ani trochę przykro. Powinien się cieszyć, że w ogóle przyszłam.

   - Nie szkodzi. Widok mojej pięknej, dorosłej córki wynagrodził mi tę parę minut - jego uśmiech nieco zbladł, gdy dostrzegł moją wyuczoną, znudzoną minę. - Usiądźmy - zaproponował zmieszany.

   Odsunął dla mnie krzesło, a sam zajął to po przeciwnej stronie stołu. Mojej uwadze nie umknęło jego zdenerwowanie. Głos mu drżał, a zdania, które wypowiadał, brzmiały jak wyuczone. Ręce również drgały nieregularnie, gdy chwycił butelkę z winem. Musiałam jakoś rozładować napięcie.

   - Porzućmy ten oficjalny ton, bo robi mi się niedobrze - powiedziałam, biorąc do ręki kartę dań. Na początku nie miałam zamiaru niczego zamawiać i wyjść po zaledwie kwadransie, jednak wiedziałam, że muszę wysiedzieć znacznie dłużej, by dostatecznie zdenerwować Malcolma. Należało mu się. A poza tym ciekawiło mnie co my tu właściwie robimy i dlaczego ojciec po prostu nie odwiedził mnie w domu.

   - A ty nadal zła - odezwał sie, nieco ciszej, jakby sam do siebie. - Kochanie, ten gniew kiedyś minie. Poczęstuj się pieczywem i postaraj się ochłonąć, dopóki nie napijesz się wina.

   - Rozumiem, że masz mi do przekazania coś bardzo ważnego, skoro ściągnąłeś mnie aż tutaj. Ponadto, myślę, że wcale mi się to nie spodoba - spojrzałam na niego, podsuwając w jego stronę mój kieliszek. Ojciec podniósł wzrok, a ja dostrzegłam niepokojący błysk w jego wyblakłych, niebieskich oczach. - Do pełna - skinęłam na butelkę, a on spełnił moją prośbę.

   - Ten jedyny raz nie będę komentował twoich skłonności do alkoholizmu - odparł, gdy do połowy opróżniłam zawartość naczynia. - Masz rację, mam do przekazania coś bardzo ważnego. Właściwie twój brat również powinien o tym wiedzieć, ale biorąc pod uwagę zaistniałą sytuację i to jakie mam z nim relacje, uznałem, że ty pierwsza o tym usłyszysz.

   - To prawda, Malcolm cię nienawidzi. Ostatnio trzyma stronę mamusi - zachichotłam, biorąc kolejny łyk. Ojciec trochę się zmieszał i już zaczynał mówić, kiedy mu przerwałam. - Wstrzymaj się chwilę z tymi wspaniałymi wiadomościami i lepiej powiedz kiedy przyjdzie mój lunch. Bo rozumiem, że zamówiłeś moją ulubioną pastę? Jeśli nie, w tej chwili wychodzę i możesz wsadzić sobie...

   Przerwał mi kelner, który w tym momencie postawił przede mną talerz z makaronem. Ojciec spojrzał na mnie z triumfalnym uśmiechem. Dupek, tak dobrze mnie znał.

   - Jeszcze raz to wino - odezwałam się do kelnera, łapiąc go za ramię i wskazując butelkę. - W trybie natychmiastowym.

   Uśmiechnęłam się przesadnie do ojca, który pokiwał głową z dezaprobatą.

   - No więc, jak to trafnie ujęłaś, twój brat aktualnie nie ma o mnie najlepszego zdania. Poniekąd go rozumiem, bo zmiany zawsze są trudne, jednak tak jest dla nas wszystkich lepiej. - Słuchałam go mniej niż połowicznie, zbyt zajęta opróżnianiem kolejnego kieliszka, na przemian z jedzeniem. Postanowiłam dać mu chwilę na to, aby wylał swoje żale, a sobie na zjedzenie darmowego lunchu i wypicie zbyt drogiego wina. Wiedziałam jak skończy się ta rozmowa i że to ja, jak zwykle, będę na wygranej pozycji, bo wygarnę mu wszystko, gdy ten w końcu przestanie gadać. - Pamiętaj, że ty i Malcolm zawsze będziecie moimi dziećmi, a twoja matka, nie ważne co o mnie myśli, zawsze będzie bardzo ważna. Chciałbym...

   - Dobrze, już dobrze - odezwałam się, wycierając usta serwetką. Najwyższy czas to zakończyć. - Chcesz mi powiedzieć, zupełnie niepotrzebnie, że chociaż bzykasz laskę w moim wieku, dla której zostawiłeś rodzinę, to i tak zawsze będziesz nas kochał, bla bla bla. Ja, oczywiście, mam to głęboko gdzieś, bo dla mnie nasza rodzina nigdy nie istniała. Chcę tylko, żebyś wiedział, że ta cała Monica, czy jak jej tam, niedługo cię zostawi, zaraz po tym, jak wyczyści twoje konto. A wtedy ja zostanę bez środków do życia, miej to na uwadze!

   - Czy ty zawsze musisz mysleć tylko o sobie? - zapytał cicho, chyba mając nadzieję, że tego nie usłyszę.

   - A ty, przepraszam bardzo, w którym momencie pomyslałeś o mnie, Malcolmie, czy mamie? Nie mówie, że pałam do niej ogromną miłościa, bo tak nigdy nie było, ale, do cholery, jesteś dorosły i to do czegoś zobowiązuje. Ty swoje życie już przegrałeś, a ja moje dopiero przegrywam, więc pozwól mi myśleć tylko o sobie. W przypływie kryzysu wieku średniego znalazłeś sobie dziewczyne z kompleksem tatusia, która tak cię zrobi, że zostaniesz bez niczego. I nie myśl sobie, że mówię to w trosce o ciebie, tutaj chodzi tylko o mnie - skończyłam mówić i pociągnęłam jeszcze jeden łyk z prawie już pustego kieliszka.

   - Monica jest w ciąży.

   Zachłysnęłam się trukniem i zaczęłam potwornie kaszleć, uderzając dłonią w pierś. Ojciec natychmiast wstał i rzucił sie w moją stronę, by podać mi wodę, jednak środkowym palcem odrzuciłam jego pomoc.

   - Do kurwy nędzy, tato - wyrzuciłam z siebie, gdy na powrót mogłam normalnie oddychać.- Jesteś pewien, że to twoje dziecko?

   Dziecko. O cholera. Będę miała pieprzone przyrodnie rodzeństwo.

   - Sonja, nawet tak nie mów. No pewnie, że to moje dziecko, nie zachowuj się, jakby Monica była pierwszą lepszą puszczalską.

   - Ale tak właśnie jest.

   - Chryste, nie mów tak - niespokojnie poruszył sie na krześle. - Nie wiem jak będzie to na dłuższą metę wyglądało, ale chcę wychować to dziecko, może nawet oświadczyc się Monice. Jestem honorowym człowiekiem.

   O tak, i to bardzo.

   - Wiem, że sie tego nie spodziewałaś. Ja też byłem zaskoczony, gdy się dowiedziałem. Ale może właśnie tak miało być? Sonja, dawno nie byłem taki szczęśliwy. Czuję się, jakbym znowu był młody - mówił to rozanielonym tonem i z okropnym, szerokim uśmiechem. Czy on w ogóle wie co mówi? - Proszę, powiedz coś.

   - Obawiam sie, że jeśli powiem za dużo, mogę przypadkiem na ciebie zwymiotować, więc lepiej oszczędzę sobie komentarza - chwyciłam druga butelkę wina i pociągnełam z niej kilka sporych łyków, opróżniając ja do połowy. - Zapłać rachunek, a ja stąd spadam. Niedobrze mi się robi jak na ciebie patrzę - mówiąc to, wstałam i z gracją wyszłam z restauracyjnej części. Z ulgą przemknęłam przez obrotowe drzwi na świeże powietrze.

   Co to, do cholery było? Czy on już do reszty oszalał?
   Ta rozmowa potoczyła sie znacznie inaczej, niż zakładałam. Potoczyła się fatalnie. Nie sądziłam, że on jest aż tak głupi, bezmyslny, nieodpowiedzialny. Do cholery!

   - Moje życie to pieprzony żart - powiedziałam sama do siebie, wkładając na noc ciemne okulary.



   Gdy się przebudziłam, moja sypialnia skąpana była w mroku. Przetarłam oczy i zamrugałam, jednak obraz ani trochę się nie wyostrzył. Wyczułam też brak wgłębienia na materacu, czyli oznaki, że Jelly Bean śpi obok. Zmusiłam się do zapalenia lampki nocnej, usiadłam i rozejrzałam się po całej sypialni. Byłam sama, jednak uczucie niepokoju nie chciało mnie opuścić.
   Usłyszałam trzask dochodzący z dołu, co podziałało na mnie jak kubeł zimnej wody. Wyskoczyłam z łóżka i chwyciłam telefon, gotowa dzwonić pod numer alarmowy. A co jeśli to włamywacz? Albo seryjny morderca? Mam zdecydowanie za drogi manicure, żeby umierać. No i gdzie podział się ten cholerny kot?
   Drżąc na całym ciele delikatnie uchyliłam drzwi i wyjrzałam na korytarz. Na krawędzi schodów tliło się światło z dołu, jednak prócz tego przedpokój skąpany był w mroku. Przełknęłam ślinę i szukając w sobie jakichkolwiek pokładów odwagi wyszłam z pokoju, nadal trzymając w ręku telefon z przygotowanym numerem alarmowy.
   W salonie zastałam brata. Siedział na sofie, zalany w trupa, bełkocząc coś do swoich towarzyszy - Jelly Bean'a i ogromnej, niemal już teraz pustej butelki whisky. Z popielniczki przed nim unosił się prawie niewidoczny dym, poza tym na stoliku leżało kilka zużytych chusteczek i paczka po chipsach.
   Cholerny Malcolm! Przez jego pijackie jednoosobowe przyjęcia niemal dostałam zawału! Odłożyłam telefon na skraj kominka i zbulwersowana byłam gotowa mu przyłożyć.
   Zbliżyłam się do kanapy i ku mojemu przerażeniu ujrzałam, że brat szlocha. Jego oczy były napuchnięte i nabiegłe krwią, a po policzkach spływały łzy. Normalnie w takiej sytuacji wybuchnęłabym śmiechem i już uruchamiała aparat w telefonie, jednak nie tym razem. Wyczułam, że w powietrzu wisi coś niedobrego.

   - Pochrzaniło cię? Jest środek nocy, ty cholerny pijaku. Wystraszyłeś mnie! - zauważył mnie dopiero, gdy się odezwałam. W jego spojrzeniu dostrzegłam tyle bólu, że po moim karku natychmiast przebiegł nieprzyjemny dreszcz. 

   - Siostrzyczko... Siostrzyczko zrobiłem coś okropnego - zaszlochał, chowając twarz w dłoniach.

   - Zaraz to ja zrobię coś okropnego i ci przyłożę! - nawet na mnie nie spojrzał, tylko wydał z siebie zduszony odgłos i załkał. Uklękłam przed nim i wzięłam za ręce. - Malcolm, powiedz mi natychmiast. Co takiego się stało? - nie miałam pojęcia co ten zalany ignorant wymyślił, ale wolałam go wysłuchać, zanim skopię mu tyłek i wrócę do łóżka. Brat spojrzał na mnie zaczerwienionymi oczami i zaczął mówić.

   - Pamiętasz, jak dwa miesiące temu odwiedził nas ojciec? Wtedy... On wtedy chciał, żebyśmy zapoznali się z jego narzeczoną - mówił przez łzy. - Przyjechała do miasta dzień wcześniej od ojca. Ty odmówiłaś, nie chciałaś jej widzieć, ale ja... Było mi jej szkoda... Ja nie chciałem...

   Ponownie zaniósł się szlochem. Pochwycił jedną z chusteczek ze stolika i głośno wydmuchał w nią nos. Skrzywiłam się na ten znienawidzony gest, ale ponownie ujęłam jego dłonie. 

   - Chryste, Malcolm. Powiedz mi wreszcie co się stało.

   - Ja... Ja wtedy spałem z Monicą. - Spojrzał na mnie oczami pełnymi łez. - To moje dziecko.

Hejka aniołki! Nie wiem nawet co mam napisać, bo rozdziału nie było od kilku miesięcy. Bardzo Was przepraszam, jednak dużo się u mnie działo przez ten czas, do tego nie miałam weny i odłożyłam pisanie na bok. Teraz, kiedy wszystko sobie już uporządkowałam i mam więcej czasu, udało mi sie dokończyć rozdział (ale nie sprawdziłam go jeszcze, więc wybaczcie) i dopisać trochę do następnego. Wreszcie trochę akcji, więc mam nadzieję, że Wam się podoba. Koniecznie dajcie mi znać co sądzicie. Wesołych świąt! Buziaki, Leah. 

11 comments:

  1. Replies
    1. OKAY, trochę mi zajęło dotarcie tutaj, ale zainspirowała mnie Julka plus HALO MAMY WAKACJE, so spodziewaj się mnie wieczorkiem.

      Delete
    2. CZEŚĆ KOCIE

      Możesz mnie zatłuc, zasłużyłam sobie. Ale taka konkretna zwłoka zdarza mi się po raz pierwszy, więc proszę o wybaczenie. Z resztą ty też się nie postarałaś. Byłam pewna, że gdy wreszcie dotrę na tego bloga to będę musiała nadrabiać conajmniej trzy rozdziały, a tu pustki. Rozumiem że imprezki i tak dalej no ale :'(
      Dobra, nie narzekam już.

      Wracam do ciebie szybciutko, oglądając 'Predatora' i - o dziwo - stwierdzam, że to zajebisty film. Ale jeszcze lepszy jest ten rozdział, dlatego pozwoliłam sobie przeczytać go po raz kolejny.
      REWELACJA moja droga i mówię to zupełnie szczerze. W ogóle to zauważyłam, że jakoś dzisiaj lub wczoraj minął rok od rozpoczęcia tego opowiadania, yay. Gratulacje, że jeszcze nie usunęłaś bloga, ja zbieram się z rozpoczęciem mojego od CZTERECH LAT i do tej pory napisałam zaledwie 1/10 rozdziału pierwszego. Potrzebuję modlitwy...

      Dawno się tak nie rozemocjonowałam (jest takie słowo?) czytając cokolwiek aa.
      Nie spodziewałam się, że ojciec Sonji będzie właśnie... no taki. Nie wiem co sobie myślałam i jak go sobie wyobrażałam, ale taki charakter i łagodność (?) bardzo mi tutaj pasują. Sonja jest moją absolutną królową od tego rozdziału!! Świetnie strofuje swojego tatusia, który z resztą zachował się jak zwykły dupek. Ciąża?! Ostania rzecz o jaką mogłabym go posądzić. Kochana, no namieszałaś.

      ALE widzę że niespodzianek ciąg dalszy.
      Malcolm, ty dupku. Zawiodłam się na nim maksymalnie po tych rozdziale, ugh. Martwię się o jego relacje z dziewczyną, która kiedy się o tym dowie, na pewno będzie bardzo cierpiała. Najbardziej jednak współczuję w tym wszystkim Sonji, bo będzie miała naprawdę ciężko w najbliższym czasie.

      A teraz wyrażę moją OGROMNĄ radość z okazji obecnych wakacji. Co roku mówię sobie 'to będą wakacje mojego życia', a jak nadchodzi wrzesień to płaczę, bo jednak całe dwa miesiące leżałam w łóżku i oglądałam seriale. Chociaż osobiście uważam, że czas stracony na spanko i seriale to wcale nie stracony czas.
      Ale te wakacje serio wykorzystam na 1000% (a raczej 40 hihi, u know what I'm sayin'), żeby potem nie było.

      Dobrze KOCIE, będę kończyć bo serio wkręciłam się w ten film. Kocham Ciebie najmocniej na świecie etc.

      Twój demon,
      Kasix ❤️

      Delete
  2. Replies
    1. Cześć, cześć, cześć.
      Przepraszam, że przybywam tak późno, nie wiem jak sie wytłumaczyć, chyba gdzieś po drodze po prostu wyleciało mi z głowy, że dodałaś rozdział. Ale już jestem i przeczytałam.
      Jednak... co ja przeczytałam to tego nie odczytam!
      Co tu się w ogóle wydarzyło? Mam niemały zadziw, jeżeli wiesz co mam na myśli. Jednym słowem: Sonja ma przesrane.
      Dlaczego ona musi mieć tak trudno w życiu?
      Nie dogaduje się z matką, pokłóciła się z Malcolmem, (chyba źle napisałam imię, sorki) a na dodatek jej ojciec będzie miał dziecko ze swoją o wiele młodszą wybranką, choć nie do końca, bo dziecko może być też Malcolma ;-;.
      Że tak ujmę to kolokwialnie "ja pizgam".
      Nie mam bladego pojęcia jak potoczą się losy bohaterów, no i co będzie dalej z Blaisem.
      Ale trzymam mocno kciuki za Sonje.
      Da radę.
      Oby dała.
      I nic się nie stało! Ważne, żebyś sobie wszystko ułożyła. Życie prywatne jest naprawdę ważne. W każdym razie za Ciebie też trzymam kciuki - oby było jak najlepiej <3.
      Rozdział był zaskakujący. I to bardzo.
      Czekam z niecierpliwością na następny i życzę niekończącej się weny.
      Tulę,
      Shoshano.

      Delete
  3. cześć kochanie!

    nie wiem jak to się stało, ale nie skomentowałam rozdziału do tej pory, ughh. wybacz mi najmocniej, bo zawaliłam. w każdym razie cieszę się, że gdy tutaj dziś trafiłam, zastałam calutką historię i nie poddałaś się, mimo zaskakująco małej jak na ten blog liczby komentarzy. co się z tym bloggerem dzieje? przeraża mnie to, ale miejmy nadzieję, że w te wakacje statystyki się poprawią.
    właśnie kochana, jak tam twoje wakacje? dla mnie ten rok szkolny był katastrofą i bardzo się cieszę, że to już za mną. jednak druga klasa to faktycznie ta najtrudniejsza.
    rozdział 💜
    dawno nie czytałam niczego tak dobrego, to chyba mój ulubiony jak do tej pory. ojciec Sonji jest bardzo niedojrzały, a przynajmniej takie wrażenie odniosłam. jego wybory nie świadczą o nim najlepiej. biedna Sonja.
    no i Malcolm! jeju, co on sobie myślał! jako że jest on moją ukochaną postacią od początku, to byłam w podwójnym szoku. nie spodziewałam się tego po nim. czy on przypadkiem nie miał dziewczyny, (przeszukuję pałac pamięci) niejakiej Mirandy? biedna, nie wiem jak ja poradziłabym sobie z tak tragiczną wiadomością, więc już nie jej współczuję.
    mam nadzieję, że wkrótce pojawi się nowy rozdział, bo, oj, namieszałaś mi tym w głowie. czekam z niecierpliwością!

    love, kicia 💜

    ReplyDelete
  4. Cześć, kochana!
    Jak tam u ciebie? Trochę małocię ostatnio widać w blogsferze :(

    ReplyDelete
    Replies
    1. O matko jedyna, ile czasu minęło!....

      Witam Cię kochana, nie wierzę, że ktoś tutaj jeszcze jest. U mnie, adekwatnie do sytuacji, wszystko w porządku. Ostatnie kilka miesięcy to była istna miazga, jeśli chodzi o moje życie prywatne, ale mam nadzieję, że teraz wszystko wróci do normy.

      Co do tego, że mało mnie wdać - tak jak mówię - muszę do końca zebrać moje sprawy do kupy, to po pierwsze, a po drugie trochę wyleciało mi to wszystko z głowy, mam na myśli blogger. Choć muszę przyznać, że bardzo brakuje mi pisania. Gorzej z czytelnikami....

      A co u Ciebie? 🖤

      Delete

layout by oreuis